[ Wywiad ] 25 październik 2021 r. – ONET Plejada
Marek Torzewski zrobił światową karierę. Passę przerwała choroba. „Zrezygnował z walki o siebie” [WYWIAD]
dzisiaj 06:00
Ten tekst przeczytasz w 8 minut
Marek Torzewski jest jednym z najbardziej cenionych tenorów na świecie. Muzyk już pod koniec lat 80. wyjechał do Belgii i tam zaczął robić światową karierę. U jego boku od prawie 40 lat nieprzerwanie stoi żona Barbara, która jest dla męża największym wsparciem. W rozmowie z Aleksandrą Czajkowską Barbara Romanowicz-Torzewska powiedziała o życiu u boku muzyka, początkach ich znajomości, a także chorobie, która przyszła po latach.
Foto: Wojciech Olszanka / East News
Marek Torzewski i Barbara Romanowicz-Torzewska
- Marek Torzewski jest jednym z najbardziej znanych śpiewaków operowych
- Mało kto wie, że już od prawie 40. lat jego żoną jest Barbara Romanowicz-Torzewska, kojarzona przez widzów z roli sekretarki w filmie „U Pana Boga w ogródku”
- W rozmowie z Aleksandrą Czajkowską dla Plejady Barbara Romanowicz-Torzewska opowiedziała o tym, jak ważną rolę w jej życiu odgrywa rodzina, dlaczego „nie poświęciła się” dla męża, a także opowiedziała o chorobie, z którą musieli się zmierzy
Marek Torzewski jest jednym z najbardziej cenionych tenorów na świecie. Muzyk swoją karierę zaczynał już jako nastolatek. Po ukończonej Akademii Muzycznej w Poznaniu wyjechał do Łodzi, gdzie spotkał piękną absolwetkę łódzkiej filmówki, która kilka lat później została jego żoną.
Już od prawie 40 lat Barbara Romanowicz-Torzewska i Marek Torzewski są szczęśliwym małżeństwem. Para doczekała się córki Agaty, która wielokrotnie występowała z ojcem na scenie. Kilka lat temu szczęśliwą sielankę rodzinną Torzewskich przerwała wiadomość o chorobie muzyka. Teraz w rozmowie z Aleksandrą Czajkowską, Barbara Romanowicz-Torzewska opowiedziała o tamtym czasie, rodzinie, a także o walce o męża.
Marek Torzewski zrobił światową karierę. Dobrą passę przerwała choroba. „Zrezygnował z walki o siebie”
Aleksandra Czajkowska: Już niebawem będziecie państwo świętować 40. rocznicę ślubu.
Barbara Romanowicz-Torzewska: Jesteśmy w związku małżeńskim od 37 lat i jest to dla nas bardzo ważna rocznica, ponieważ trójka i siódemka dają 10, takie bingo (śmiech). U nas zawsze wszystko było niekonwencjonalne. Nasze pierwsze spotkanie też było zupełnie przypadkowe.
Foto: Archiwum prywatne Barbary Romanowicz-Torzewskiej
Ślub Barbary Romanowicz-Torzewskiej i Marka Torzewskiego
Zatem słuchamy.
To wszystko działo się prawie 40 lat temu. Mieszkałam w Domu Aktora w Łodzi, ponieważ byłam absolwentką filmówki i związałam się z Teatrem Powszechnym. W Domu Aktora było specjalne piętro dla gości, którzy przyjeżdżali do pracy, a nie mieszkali w Łodzi. To piętro było również dostępne dla aktorów, a ja pochodzę z Białegostoku, więc również tam mieszkałam. Pewnego razu wychodziłam wyrzucić śmieci i kiedy zamykałam drzwi, z mieszkania obok wyszedł przystojny chłopak. W tym samym momencie przekręcił klucz w drzwiach i gdzieś tam na siebie spojrzeliśmy. Wtedy usłyszałam od niego komplement, że ma bardzo ładną sąsiadkę. Później jeszcze kilka razy zdarzyło się, że się spotkaliśmy znów na tym korytarzu. Po latach zdradził mi, że nasłuchiwał, kiedy wychodziłam z mieszkania i starał się wyjść w tym samym czasie (śmiech).
To urocze.
Tak, było (śmiech). A co jest zabawne, można powiedzieć, że połączyła nas… piłka nożna. Miałam malutki telewizor w swoim mieszkaniu, pożyczony od przyjaciela i był mecz, w którym grała Polska. Mój ówczesny sąsiad, a obecnie mąż, zapytał, czy mógłby przyjść pooglądać. Powiedziałam, że oczywiście. I po każdej udanej akcji naszej reprezentacji, Marek był tak spontaniczny, że kiedy się cieszył podnosił mnie do góry i krzyczał z radości. Wieczorem pożegnał się ze mną, pocałował mnie w rękę, co bardzo mnie urzekło i poszedł do siebie.
Foto: Archiwum prywatne Barbary Romanowicz-Torzewskiej
Barbara Romanowicz-Torzewska w łódzkiej szkole filmowej
Pani mąż pracował w tym czasie w Łodzi?
Marek przyjechał na galę operową do Teatru Wielkiego w Łodzi spod Poznania. Właśnie tam skończył Akademię Muzyczną. I zaprosił mnie na tę galę. To właśnie tam zobaczyłam, jakim jest genialnym artystą. Jak pięknie jego głos współpracował z ciałem, co dla aktora jest bardzo ważne. Zobaczyłam tam bardzo dobry spektakl i świetnych śpiewaków. Zakochałam się w Marku, w jego głosie, wyglądzie, ale też w nim jako artyście. Nagrałam jego wystąpienie na dyktafonie i potem sobie to odtwarzałam. Miałam łzy w oczach, tyle emocji w tym było.
Teraz jak się nad tym zastanawiam, to nie wiem, co nas połączyło. Los, szczęśliwy traf? Nie wiem. Pamiętam, że na drugi dzień po gali pod drzwiami każdego z mieszkań rano czekały na nas butelki z mlekiem. I kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam, że na mojej jest maleńki bukiecik fiołków. I miałam małą zagwostkę, od kogo mogą być (śmiech), ponieważ miałam więcej kolegów, którzy mogliby to zrobić. Pomyślałam, że mógłby to być Marek, ale nie miałam pewności i nie chciałam popełnić faux-pas, gdyby to zostawił ktoś inny. Ale w końcu zagrałam va banque, poszłam do niego i podziękowałam za kwiaty, na co on odparł: „podobały ci się?” I już miałam pewność (śmiech).
Foto: Tricolors / East News
Marek Torzewski z żoną i córką
Miło się o tym słucha. Jest w tych gestach wiele czułości. Tak jest do tej pory?
Tak, cały czas. Marek był z Poznania i pewnego razu wyszedł gdzieś, szukając cukierni. Wrócił i powiedział, że ma niespodziankę. Przyniósł pudełko z ciastem, które dla niego było „najwspanialszym ciastem na świecie”. Otwieram, a tam jest zwykły placek z kruszonką. Wiedziałam, że Poznaniacy słyną z miłości do regionalnych wyrobów, ale spodziewałam się tam czegoś innego (śmiech). Opiliśmy to wszystko herbatą, ale to mnie właśnie ujęło, ta niewinność, szarmanckość. Już wtedy będąc młodą dziewczyną czułam, że to coś niesamowitego. Wydawać by się mogło, że to było takie proste, małe, ale to było tak naprawdę wielkie. I do tej pory tak uważam. I te fiołki, ten placek, pocałunek w rękę to wszystko pamiętam, ponieważ te małe gesty miały dla mnie ogromne znaczenie.
Pod koniec lat 80. Marek Torzewski dostał propozycję – jak się okazało – nie do odrzucenia. Nie było pani żal zostawiać wszystkiego w Polsce i wyjechać z kraju do Belgii?
Nie było czasu na zastanawianie się. W Polsce był nieciekawy system polityczny, nie mogliśmy tak często wyjeżdżać. Tutaj z kraju nie chcieli Markowi dawać pozwolenia na wyjazdy za granicę. Pomyślałam sobie, że gdybym to ja dostała propozycję z Hollywood, a Marek byłby na moim miejscu, to zrobilibyśmy to samo. Zabralibyśmy wszystkie rzeczy, Agatkę i wyjechalibyśmy razem do Stanów. Tak sobie o tym pomyślałam, czułam też, w tym jak Marek patrzył na mnie, że on wiedział, że ja z nim pojadę. Byliśmy siebie pewni. Marek otrzymał świetną propozycję i niesamowitą szansę, naprawdę tu nie było się nad czym zastanawiać, a rodzina była i jest dla mnie najważniejsza. Czułam, że to będzie dla nas dobre. Jak się jest młodym i się kogoś bardzo kocha, to się tak nie rozkłada wszystkiego na czynniki pierwsze. Kochałam film, swój zawód, miałam dużo energii do pracy, w końcu to było moje marzenie. Ale teraz z całą rodziną też czasami występujemy na scenie i nadal to mam.
Foto: Tricolors / East News Marek Torzewski
On nigdy nie mówił, że to jego kariera, tylko nasza. To jest tak jak w teatrze, nie wszyscy mogą grać pierwszoplanową rolę, ale są ważni dla spektaklu
Jednak pomimo tylu lat spędzonych za granicą, zagrała pani ciekawą rolę. Mówię o filmie Jacka Bromskiego „U Pana Boga w ogródku”.
Bardzo ucieszyłam się, kiedy otrzymałam propozycję zagrania w filmie Jacka Bromskiego „U Pana Boga w ogródku”. To była taka sentymentalna podróż w moje rodzinne strony. Nawet nie wiedziałam, że film stał się takim kultowym obrazem. Dopiero jak przyjeżdżałam do Polski się o tym dowiadywałam.
Foto: Archiwum prywatne Barbary Romanowicz-Torzewskiej
Barbara Romanowicz-Torzewska w filmie „U Pana Boga w ogródku”
Nie żałuje pani, że nie została w Polsce i nie rozwijała swojej kariery?
Wspieram męża i będą to robić dlatego, że go kocham. Nie dlatego, że jest utalentowany, że jest znany, tylko dlatego, jakim jest facetem. Często ludzie mówią mi, że poświęciłam swoją karierę. Bardzo nie lubię tego sformułowania. Co ono oznacza? Każdy z nas coś poświęca w swoim życiu, Marek również to zrobił. To brzmi bardzo negatywnie, a ja zrobiłam to z radością.
Foto: Kolyga / East News Marek Torzewski z żoną i córką Agatą
Agata wielokrotnie występowała na scenie z ojcem, a nawet zaśpiewali wspólnie piosenkę „La Passion”. Można powiedzieć, że jesteście artystyczną rodziną?
Tak, można tak powiedzieć. Córka poszła trochę w nasze ślady, skończyła prestiżowe studia w Belgii, które pozwalają jej na stabilizację. Moja mama też była bardzo pragmatyczną osobą. Pamiętam, że jak nadszedł wybór szkoły średniej, to chciała, abym poszła do liceum ekonomicznego, bo jak się nie dostanę na studia, to będę miała pracę, a ja nie byłam uzdolniona w tych ścisłych przedmiotach (śmiech).
To jak zniosła szkołę aktorską?
Ja już miałam ułatwioną sytuację, bo moja siostra zdawała do szkoły aktorskiej rok wcześniej niż ja. Oczywiście nie powiedziała o tym mamie, bo mama miała dość stereotypowe myślenie w tym temacie. Po egzaminie przyjechała do domu i czekała na list z decyzją, czy się dostała, czy jednak nie. Robiła to oczywiście w ukryciu przed mamą. W końcu przyszedł telegram, żeby uzupełniła dokumentację i wtedy dowiedziała się, że dostała się do szkoły teatralnej. Kiedy zobaczyła to moja mama, wzięła Anię, wsiadła z nią do pociągu (śmiech) i przyjechała do dziekanatu. Wchodząc powiedziała, że jej córka tu na pewno nie będzie studiować. Na szczęście sekretarka, widząc co się święci przekonała mamę, że po tych studiach moja siostra może pracować jako np. kustosz w muzeum, nie musi być aktorką i to spodobało się mojej mamie (śmiech). Co ciekawe, moja siostra nie została tym kustoszem, jednak cały czas pracuje w teatrze.
Foto: Archiwum prywatne Barbary Romanowicz-Torzewskiej
Barbara Romanowicz-Torzewska i Marek Torzewski
Ceni sobie pani wartości rodzinne?
To jaki dom stworzyliśmy dla naszej córki w przeszłości, kiedy była dzieckiem, procentuje teraz. Jest taki czas, kiedy dzieci muszą opuścić gniazdo rodzinne i stworzyć własną rodzinę lub iść ścieżką kariery, ale pomimo tego my cały czas mamy bliskie relacje. Często się spotykamy z córką, zięciem i wnukiem Tomaszem. Może nie zrobiłam kariery aktorskiej, ale mam na koncie dużo większe osiągnięcie – szczęśliwą, kochającą się rodzinę, która jest wartością bezcenną.
Kilka lat temu wasz spokój rodzinny został zburzony. Pani mąż usłyszał druzgocącą diagnozę – rak.
Mój mąż nie przyjął tej wiadomości. Zrezygnował z walki o siebie. To spadło na nas jak grom z jasnego nieba. To był ogromny szok. Mąż zamknął się nawet na mnie, nie chciał rozmawiać z nikim. Jedynym bodźcem była w tym momencie moja córka Agata. Powiedziała do niego: „Marek, proszę cię, nie rób mi tego. Przecież wiesz, że mam mieć ślub. Obiecaj mi, że zaczniesz się leczyć i odprowadzisz mnie do ołtarza. Zaśpiewasz na moim ślubie i masz mi dać słowo, że będziesz się leczył i pozwolisz mamie sobie pomóc”. I Marek wtedy powiedział: „Agatko, tak, zaczynamy”.
Ja poruszyłam niebo i ziemię, załatwiłam wszystkich lekarzy. Zaczęliśmy jeździć na chemię. Marek odprowadził Agatę do ołtarza, zaśpiewał na ślubie. Nasza córka uratowała Marka. Lekarze zaproponowali operację, ale wiązała się ona z ogromnym utrudnieniem, jeżeli chodzi o zawód męża. Zrezygnowaliśmy z operacji, ale na wyjście z tej choroby mieliśmy tylko 10 proc. szans, stosując eksperymentalne leczenie. W tej chwili mija trzy lata od kiedy mąż zachorował. Cały czas jest pod kontrolą. Profesor, który go prowadził i leczył powiedział, że przykład mojego męża daje nadzieję innym chorym i dzięki temu ta eksperymentalna metoda leczenia została wdrożona.
Foto: Archiwum prywatne Barbary Romanowicz-Torzewskiej
Ślub Agaty Torzewskiej
Często mówi się, że ktoś „wygrał” z nowotworem. To jest bardzo nieodpowiednie, bo nikt nie chciał w tę grę grać. Nikt do tej gry nie staje, nie mamy na to wpływu, to ona do nas przychodzi. Mój mąż był bardzo dzielny, to jest straszna choroba, to jest okropne. Najważniejsze jest to, że jesteśmy razem
Teraz jest pani szczęśliwa?
Bardzo lubię to nasze życie, świetnie się czuje w roli babci. Rodzina, którą mamy pozwoliła nam przetrwać wszystkie trudny, jest naszą skałą, opoką. W naszym życiu było wiele wyzwań, pokus, ale zawsze ta miłość zwyciężała. Dostaliśmy tę łaskę miłości i za to jestem wdzięczna.
Foto: Archiwum prywatne Barbary Romanowicz-Torzewskiej
Barbara Romanowicz-Torzewska z mężem, córką, zięciem i wnukiem
Źródło: Plejada.pl
Data utworzenia: 25 października 2021 06:00
ALEKSANDRA CZAJKOWSKA Dziennikarka Onet Plejada.pl